daż publiczna drogą ogłoszeń, rozlepionych na murach, wyznaczona została na drugą niedzielę miesiąca i dokonana być miała w jego kancelarji. W warunkach przetargu zaznaczono, że nabywcy będzie przysługiwało prawo objęcia domu w posiadanie tego samego dnia, kiedy zostanie mu on przysądzony. Po dokonanej sprzedaży przystąpi notarjusz do ostatecznych wreszcie rozrachunków pomiędzy współspadkobiercami.
W tej chwili właśnie stary Fouan, na którego czekano, jako na opiekuna, wprowadzony został przez jednego z pisarczyków, nie pozwalającego zarazem wejść Hjacyntowi, spitemu jak bela. Mimo że Franusia była pełnoletnia już od miesiąca, rachunki z opieki nie były jeszcze zdane, co gmatwało nieco sprawę. Trzeba było koniecznie załatwić się z tem, aby uwolnić starego od odpowiedzialności. Biedak patrzył na wszystkich małemi swojemi, wytrzeszczonemi oczami, drżąc z wzrastającej obawy, że, jako skompromitowany w tej sprawie, będzie wleczony po sądach.
Notarjusz odczytał spis rachunków. Wszyscy słuchali go, mrugając powiekami, bojąc się, że mogą przepuścić słowo, w którem właśnie czai się ich nieszczęście.
— Czy macie jakieś zarzuty do postawienia? — zapytał pan Baillehache, po odczytaniu do końca.
Oszołomiło ich to pytanie. Jakie zarzuty? Może zapomnieli naprawdę o czemś i to na własną szkodę?
— Przepraszam. — wtrąciła nagle Starsza — rachunki te krzywdzą Franusię. Mój brat zamyka chyba umyślnie oczy, skoro nie widzi, że ją okradziono.
Przerażony Fouan wymamrotał:
— Co?... co?... Nie zabrałem jej ani szeląga! Przysięgam przed Bogiem, że nie wziąłem.
— Mówię, że Franusia od wyjścia zamąż swojej
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/479
Ta strona została uwierzytelniona.