ny przez nią kęs, kłamliwie podawali wydatki na jej przyodziewek, żądali nawet zwrotu pieniędzy za podarunki świąteczne i imieninowe. Mimo całą jednak ich chciwość okazało się, że winni są Franusi sto osiemdziesiąt sześć franków. Ręce trzęsły im się, rozognione oczy zdawały się szukać, co jeszcze mogliby z tego uszczknąć.
Już, już miano ustalić ostatecznie rachunek, kiedy Kozioł zawołał nagle:
— Poczekajcie! A doktór, jak zatrzymała jej się krew miesięczna! Przychodził dwa razy. To znów sześć franków.
Starsza, nie chcąc dopuścić do zwycięstwa strony przeciwnej, zaczęła dręczyć Fouana żądaniem, aby sobie przypomniał, ile dni pracowała dziewczyna na folwarku wówczas, kiedy mieszkał u syna. Czy było tego pięć czy sześć dni roboczych po trzydzieści susów? Franusia wołała, że sześć, Liza, że pięć, wykrzykując jedna i druga cyfry te tak gwałtownie, jak gdyby ciskały w siebie wzajem kamieniami. Ogłuszony ich wrzaskiem Fouan nie wiedział której przyznać rację i raz zgadzał się z jedną, to znów z drugą, stukając się przytem obiema pięściami w czoło. Franusia i tym razem była górą, tak że cyfra ostateczna wyniosła sto osiemdziesiąt dziewięć franków.
— No, teraz, to już chyba wszystko? — zapytał notarjusz.
Kozioł siedział na swojem krześle, zupełnie wybity z sił, zgnębiony do ostatka tym wzrastającym wciąż rachunkiem, niezdolny do dalszej walki, uważając, że dotarł już do kresu klęski, jaka spadła na jego głowę. Zaledwie zdolny był wyszeptać zbolałym głosem:
— Jak chcą ściągnąć ze mnie koszulę, niech ściągają.
Ale Starsza miała jeszcze w zanadrzu ostatni cios, straszliwy, potężny. Zarazem coś zupełnie pro-
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/481
Ta strona została uwierzytelniona.