Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/491

Ta strona została uwierzytelniona.

— To moje — rzekła szorstko.
— Twoje? — To idź bierz go sobie — odparła tamta, ciskając z furją stołek prosto do kałuży.
Dom był wreszcie opróżniony. Kozioł wziął konia za uzdę, Liza zabrała dzieci wraz z ostatniemi dwoma tłomokami i z Laurą na jednej ręce i Julusiem na drugiej, wychodząc po raz ostatni ze starego domu, zbliżyła się do Franusi i plunęła jej w twarz.
— Masz! To dla ciebie!
Siostra natychmiast plunęła tak samo.
— A to dla ciebie!
Po takiem, zatrutem jadem nienawiści pożegnaniu otarły się obie powoli, nie spuszczając wzajem ze siebie wzroku, rozdzielone nazawsze, związane wzajem z sobą jedynie węzłem wrogiego burzenia się jednakiej, płynącej w żyłach ich krwi.
Odzyskując nareszcie mowę, huknął Kozioł na pożegnanie z gestem groźby w kierunku domu:
— Do rychłego zobaczenia! Powrócimy tu!
Starsza poszła za niemi, ażeby nacieszyć się widokiem do końca, zdecydowana zresztą teraz, kiedy Kozłowie byli pokonani, zwrócić się przeciwko tamtym, którzy porzucili ją tak rychło i wydawali jej się nazbyt już szczęśliwi. Długo jeszcze zatrzymywały się przed domem grupy rozmawiających półgłosem wieśniaków. Franusia i Jan weszli do pustego domu.
Jakież jednak było zdumienie Kozłów, kiedy, w momencie składania z woza tłomoków swoich do mieszkania matki Frimat, ujrzeli starego Fouana, zdyszanego, oszołomionego, oglądającego się niespokojnie poza siebie, jak gdyby w obawie przed pogonią i zwracającego się do nich z pytaniem:
— Znajdzie się tu kąt dla mnie?.. Przychodzę zamieszkać z wami.
Strach okrutny zagnał go galopem do wsi, byle uciec z Zamku. Ilekroć teraz budził się ze snu, wi-