Jana widok Lizy, stojącej w swojej karjolce, którą zatrzymała na drodze, wołając Kozła:
— Słuchaj, jadę do Cloyes po pana Fineta... Ojciec upadł bez przytomności na środku izby. Zdaje mi się, że to jego koniec... Wracaj do domu przypilnować go.
I, nie czekając odpowiedzi, zacięła konia i odjechała, coraz mniejsza, podskakująca na bryczce w oddali na równej wstędze gościńca.
Kozioł, nie spiesząc się, dokończył rozpościerania ostatnich kupek. Mamrotał coś ze złością. — Też licho nadało z tą chorobą! A może stary udaje tylko, chce żeby mu dogadzać?... Potem jednak myśl, że to musi być coś poważnego, skoro jego żona zdecydowała się na taki wydatek, skłoniła go do wciągnięcia na siebie kapoty.
— O, ten odważa swój nawóz! — mruknął Hourdequin, zainteresowany nawożeniem sąsiedniego pola. — Jak chłop skąpi ziemi i ziemia mu skąpi... Niebezpieczna z niego sztuka, radziłbym wam, Janie, mieć się z nim na baczności po waszych awanturach z działami... Jakże chcecie, żeby było dobrze, kiedy tylu jest łotrów i tyle nierządnych bab na ziemi? Ma ona nas chyba po uszy, u licha!
Pożegnawszy się z Janem, poszedł ku Borderie, ogarnięty na nowo smętkiem, W tym samym czasie wracał Kozioł ciężkim swoim krokiem do Rognes. Jan, pozostawszy sam, kończył swoją pracę składania co dziesięć metrów po kupce gnoju, wydzielającego ze zdwojoną siłą odór amonjakalny. Inne kupki kurzyły się wdali, zasnuwając widnokrąg subtelnemi smugami niebieskawych dymków. Cała Beaucja pozostawała rozgrzana niemi i woniejąca aż do nastania mrozów.
Kozłowie mieszkali w dalszym ciągu u matki Frimat, której zajęli cały dom, z wyjątkiem izby na dole, pozostawionej dla niej i dla jej sparaliżowanego męża. Było im tam przyciasno, dokuczało im to
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/499
Ta strona została uwierzytelniona.