— O, tak, jakem żywa. Jak się nie wie, co się z człowiekiem dzieje!
Fouan przerażony był tem opowiadaniem. Zwarjował chyba, czy co, że nic sobie nie przypomina? Jeżeli naprawdę chciał zniszczyć papiery, jak dzieciak, co bawi się obrazkami, to znaczy, że robi już pod siebie i zda się już tylko do uboju? Cały roztrzęsiony, stracił resztkę sił i energji. Ze łzami w głosie wymamrotał tylko:
— Oddaj mi moje papiery, słyszysz?
— Nie!
— Oddaj mi, jestem przecie teraz zdrowszy.
— Nie, nie, żebyście podtarli się niemi, albo żebyście zapalili niemi waszą fajkę. Dziękuję!
Od tej chwili Kozłowie uparcie odmawiali oddania staremu papierów. Mówili o tem otwarcie zresztą, ułożyli całe opowiadanie dramatyczne, jak przybiegli szczęśliwie w ostatniej chwili, aby wyrwać je z ręki choremu, który już, już, byłby je podarł na drobne kawałki. Pewnego wieczora pokazali nawet matce Frimat naddarte już miejsce. Któż mógłby im mieć za złe, że nie dopuszczają do takiego nieszczęścia, żeby porozdzierać pieniądze, które w ten sposób stracone byłyby dla wszystkich? Słuchacze głośno przyznawali im słuszność, pomimo że w głębi duszy posądzali ich o łgarstwo. Hjacynt szczególnie nie przestawał się wściekać. Pomyśleć, że cenny ten skarb, którego on i Flądra nie mogli żadną miarą wynaleźć, odrazu wykryty został przez tamtych! A on sam przecież trzymał go już raz w ręku, i taki był głupi, że uląkł się zagarnięcia go! Doprawdy! Nie warto było wobec tego mieć reputacji tęgiego filuta! Przysięgał też sobie, że zażąda porachunków od brata, jak tylko ojciec wyciągnie kopyta. I Fanny także wygrażała się, że konieczne są obrachunki. Ale Kozłowie nie zarzekali się tego wcale, o ile oczywiście stary nie odbierze swoich papierów i sam się niemi nie rozporządzi.
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/509
Ta strona została uwierzytelniona.