Fouan zeszedł ze zbocza wzgórza. Gniew jego odrazu przycichł. Stanąwszy na dole, zatrzymał się, oszołomiony, nie wiedząc, dokąd ma się zwrócić. Na kościele wybiła trzecia, podmuchy mroźnego wiatru ścinały szary zmierzch jesienny. Wszystko poszło tak piorunem, że nie zdążył wziąć kapelusza nawet i teraz dygotał biedak z zimna. Na szczęście, miał swój kij. W pierwszej chwili zawrócił w górę w stronę Cloyes; potem jednak zadał samemu sobie pytanie, dokąd idzie w tym kierunku i powlókł się na dół ku Rognes zwykłym swoim, ociężałym krokiem. Znalazłszy się przed drzwiami oberży Macquerona, zamierzał wejść na szklankę piwa, kiedy jednak sięgnął do kieszeni, nie znalazł w niej ani susa. Wstyd mu się też zrobiło pokazać się ludziom. A nuż wiadomo już wszystkim o jego zajściu z synem? Wydało mu się nawet, że Lengaigne, stojący na progu swojego sklepu, patrzy na niego zukosa, podejrzliwie, jak na oberwańca, włóczącego się po drogach. Lequeu, wyglądający przez jedno z okien szkoły, nie ukłonił mu się nawet. Była to rzecz zrozumiała; teraz, kiedy wiadomo było, że nie ma już nic, stał się znów przedmiotem wzgardy. Teraz, bardziej jeszcze niż przedtem, ogołocony z ostatniej na ciele nitki.
Wlokąc się tak, zaszedł aż na brzeg Aigry i tu oparł się na chwilę o parapet mostu. Przerażała go myśl o zapadającej nocy. Gdzie ją prześpi? Nie ma dachu nad głową, Pozazdrościł psu matki Bécu, który przebiegł w tej chwili właśnie przez drogę. Zwierzę wiedziało przynajmniej, na jakim barłogu ułoży się do snu, on zaś, otępiały po zelżeniu wybuchu gniewu, z przymkniętemi powiekami, szukał mętnie w pamięci, gdzie mógłby znaleźć kąt, ochroniony od zimna. Senność i zmęczenie przybierać zaczęły kształt uprzykrzonej zmory, w której cała okolica przewijała mu się przed oczami, zmiatana wichrem porywistym.
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/513
Ta strona została uwierzytelniona.
II.