szwagrem, zagarniał Kozioł odrazu pieniędze. Czyniło to razem trzysta pięćdziesiąt franków, do których, jak jękliwie narzekał, dodawać musiał drugie tyle, a może i więcej, ażeby wyżywić starego, któremu, podług niego, nie można było nigdy nastarczyć jadła. O papierach procentowych nie było więcej mowy; leżą dobrze schowane; pomyśli się o nich potem. Co się tyczy procentów, obracał je, jak zapewniał, na wypłacenie wedle umowy, co rano piętnastu susów Ojcu Kiełbasie za odziedziczenie po nim po jego śmierci morgi gruntu. Kozioł dowodził, że nie należało zrywać tego kontraktu, bowiem zbyt wiele tkwiło już w nim spłaconych przez Fouana pieniędzy. Opowiadano sobie jednak od ucha do ucha, że Ojciec Kiełbasa, steroryzowany, zagrożony nieprzyjemnym kawałem, zgodził się zerwać umowę, zwracając Kozłowi połowę pobranych sum, tysiąc czy dwa tysiące franków. Milczenie starego łotra o tej sprawie dało się tłumaczyć ambicją oszusta, który nie chciał się przyznać, że i jego zkolei nabrano. Węch Kozła mówił mu, że stary Fouan umrze pierwszy: wystarczyłoby dać mu porządnego kopniaka, a napewno nie podniósłby się więcej.
Minął rok, a Fouan, któremu z każdym dniem wyraźnie ubywało sił, żył wciąż jeszcze. Nie był to już dawny, ochędożny, starannie ogolony chłop, z równo podstrzyżonemi wąsami, w świeżej, czystej bluzie i czarnych spodniach. Na jego zaostrzonej, wychudłej twarzy pozostawał już tylko wielki, kościsty nos, wydłużający się ku ziemi. Z rokiem każdym pochylał się starzec coraz bardziej i teraz chodził już, zgarbiony we dwoje, tak, że pozostawało mu tylko pochylić się po raz ostatni, aby znaleźć się odrazu w jamie mogilnej. Wlókł się przy pomocy dwóch kijów, wyrosła mu długa, brudno-siwa, zmierzwiona broda, donaszał stare, zniszczone ubranie syna, i tak był niechlujny, że budził wprost wstręt w pełnem świetle dnia, podobny do starych, odzianych w łachmany włóczęgów, od któ-
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/526
Ta strona została uwierzytelniona.