Przyjemniej bawić się we dwoje. Często, widząc, że Juliś nie idzie z nią, uwieszała mu się u ramion i uprowadzała go przemocą. A potem taka była uprzejma dla niego, że zapominał o swojej roli dziadkowego ducha opiekuńczego. Powoli udało jej się przywiązać go do siebie całkowicie; kusiła go jak prawdziwa kobieta, która postanowiła sobie dokonać tego podboju.
Pewnego wieczora czekał Fouan na chłopca przed szkołą, taki był bowiem zmęczony, że liczył już tylko na jego pomoc przy schodzeniu ze zbocza. Ale Lorka wyszła razem z bratem, a widząc, że stary trzęsącą się ręką swoją szuka ręki chłopca, roześmiała się szyderczo:
— Znów stary plącze się przy tobie! Rzuć go, do licha!
I, zwracając się do reszty łobuzów, dodała:
— Patrzcie, jaki z niego mazgaj, żeby się tak dać ciągnąć!
Wówczas Juliś, wobec szyderstw i drwin, sponsowiał, i, chcąc pokazać, że jest mężczyzną, wyrwał się nagle staremu, rzucając dawnemu swojemu towarzyszowi spacerów powtórzone za siostrą zdanie:
— Nudzi mnie dziadek!
Spłoszony, z oczami przysłoniętemi mgłą łez, potknął się Fouan, jak gdyby, wraz z tą małą, zabraną, mu rączką, rozstąpiła się przed nim ziemia. Rozległ się jeszcze głośniejszy śmiech dzieci i Lorka zmusiła Julisia do skakania dokoło dziadka i śpiewania na nutę śpiewki dziecięcej:
— „Obali się czy nie obali, suchy chleb temu dali, co go podniesie...“
Stary, goniąc resztką już sił, wlókł się do domu przez całe dwie godziny i ciągnął bezwładnie nogi za sobą. Był to koniec przyjaźni. Chłopiec przestał przynosić dziadkowi miseczkę z zupą i zaściełać mu łóżko, którego siennika nie przewracano raz na miesiąc nawet. Nie miał też już biedak do kogo mówić, zamknął się w absolutnem milczeniu; samotność jego była teraz
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/531
Ta strona została uwierzytelniona.