go nową szosą z Rognes, widocznie pociągniętego chęcią oglądania raz jeszcze dawnego swojego pola. Pochylił potem głowę, pochłonięty przez chwilę wpatrywaniem się w otwartą brózdę i w ziemię, rozprutą pod jego stopami: była żółta i tęga w głębi; odwrócona skiba odsłoniła na światło dzienne odmłodzone niejako jej ciało, pod którem, w głębi, ukrywał się nawóz zapładniającą, tłustą warstwą. Różnego rodzaju refleksje zaczęły mu się snuć po głowie. Dziwnem wydało mu się, że ludzie wpadli na pomysł rycia się w ten sposób w ziemi, żeby móc jeść chleb. Na tle tych rozmyślań odzywało się raz poraz uczucie, że nie jest kochany przez Franusię. Inne także przychodziły mu na myśl mętne pojęcia o tem, co rośnie w tej ziemi, o dziecku, które ma się wkrótce narodzić, o całej tej dokonywanej pracy, nie dającej często ludziom szczęścia!... Ujął znów rękojeść pługa i rzucił szkapie okrzyk gardłowy:
— Djahu!.... Heep!...
Kończył oranie, kiedy Delhomme, powracający pieszo z sąsiedniego folwarku, zatrzymał się na skraju pola.
— Wiecie już, Kapralu, o nowinie?... Będziemy mieli wojnę, jak się zdaje.
Jan wypuścił z rąk pług i, wyprostował się, spłoszony, zdziwiony wstrząsającem wrażeniem, jakie wywarła na nim ta wiadomość.
— Wojna?... Jaka wojna?...
— Z Prusakami, gadają ludzie... Piszą o tem w gazetach.
Jan zaszklonym nagle wzrokiem ujrzał znów przed sobą ziemię włoską, bitwy na niej, rzeź, z której wydostał się z taką trudnością, szczęśliwy, że udało mu się ujść cało, bez jednej rany. Z jakiem utęsknieniem marzył w owym czasie o życiu spokojnem w swoim kącie! A teraz, wystarczyło, że usłyszał rzucone przez przechodnia słówko, aby na myśl o wojnie zapłonęła mu ogniem wszystka krew w żyłach!
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/535
Ta strona została uwierzytelniona.