telnym, złotym pyłem. Przypatrując się temu, zrobił Jan głośną uwagę, której żałował potem.
— A jakże tam z Tronem?... Trwa dalej?
Zapytanie to nie zdawało się obrażać jej, odpowiedziała szczerze, jak dawnemu przyjacielowi.
— Lubię bardzo tego wielkiego głuptasa, ale, doprawdy, nie ma on za grosz rozumu!... Wyobraź sobie, że ubrdało mu się być zazdrosnym! Tak, urządza mi sceny, conajwyżej użycza mi pana, i to niebardzo! Coś mi się wydaje, że podsłuchuje w nocy pod drzwiami, czy śpimy.
Jan roześmiał się ponownie. Jakóbka wszakże nie śmiała się ani trochę; w skrytości ducha bała się rudowłosego kolosa, wietrząc w nim fałsz i podstęp.
— Tacy są wszyscy z okolic Perche — dodała. Zagroził jej, że ją zadusi, jeżeli ją kiedy z kim złapie. Drżała też, ilekroć była z nim, pomimo pociągu, jaki czuła do jego potężnych barów, może właśnie dlatego, iż sama taka była drobna, że mógł rozgnieść ją między palcami.
Wzruszyła jednak przymilnym gestem ramionami, jak gdyby chcąc powiedzieć, że nie z takimi już dawała sobie radę. Dodała też z uśmiechem:
— Wiesz, Kapralu? lepiej było z tobą; zgadzaliśmy się tak dobrze!
Nie spuszczając z niego wesołych oczu, zaczęła znów bawić się przesypywaniem ziarna obnażonemi ramionami. Jan uległ ponownie jej czarowi, zapominając, że nie mieszka już na folwarku, że się ożenił, że ma się stać wkrótce ojcem. Schwycił pogrążone w stosie ziarna białe napięstki i pieszczotliwym ruchem przejechał się wzdłuż osypanych pyłem mącznym ramion aż do małych, dziecięcych piersi, stwardniałych, zdało się, pod wpływem nadmiernego zadawania się z chłopami. Ale Jakóbka tego właśnie chciała, do tego dążyła od chwili, kiedy go ujrzała na górze nad drabiną piwniczną. Zasmakowało jej pokosztowanie raz jeszcze dawnych z nim miłostek, a może
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/540
Ta strona została uwierzytelniona.