Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/548

Ta strona została uwierzytelniona.

— Do wszystkich djabłów, wałkoniu jeden! Czego stoisz i gapisz się?... Pomóż mi lepiej! przytrzymaj ją za nogi, jeżeli chcesz, żeby coś wyszło z tego!
Liza, wyprostowana, nieporuszona, stała na czatach o jakie dziesięć metrów od nich, wypatrując czujnie na wszystkie strony, a potem śledząc oboje walczących, przy czem nie drgnął żaden muskuł na jej twarzy. Na wezwanie męża nie zawahała się ani na chwilę, przybiegła, ścisnęła lewą nogę siostry, odsunęła ją i usiadła na niej, jak gdyby chciała zmiażdżyć ją swoim ciężarem. Franusia, przygwożdżona do ziemi, ustąpiła, siła jej oporu była złamana; zamknęła jeno powieki. Nie straciła jednak przytomności i kiedy Kozioł posiadł ją wreszcie, przejął i ją z kolei tak przejmujący dreszcz rozkoszy, że przywarła do niego ramionami, dusząc go nieledwie w uścisku i wydając przeciągły, przenikliwy krzyk, który wystraszył przelatujące wrony. Z po za stoga wyjrzała pergaminowa twarz starego Fouana, chroniącego się tam przed zimnem. Widział on wszystko, bał się jednak widocznie, schronił się bowiem z powrotem wgłąb stoga.
Kozioł podniósł się i Liza spojrzała na niego badawczo. Jedna tylko niepokoiła ją myśl, czy aby dobrze spełnia on swoją funkcję; on wszakże, w zapamiętaniu, z jakiem oddał się swojej czynności, zapomniał o wszystkiem, o znaku krzyża i o odmówieniu Zdrowasiek na opak, od końca do początku. Wzburzyło ją to, wyprowadziło zupełnie z równowagi. Zatem robił to gwoli własnej przyjemności jeno?
Ale Franusia nie pozostawiła mu czasu na wyjaśnienia. Przez chwilę jeszcze pozostała na ziemi, jak gdyby omdlewając z rozkoszy miłosnej, jakiej nigdy dotychczas nie zaznała. W jednej chwili olśniła ją straszna prawda: kocha Kozła, nigdy nie kochała nikogo innego, nigdy żadnego innego nie pokocha.