Na dwóch rogach ulicy Flora i Celina, każda w sali swojej oberży, robiły przygotowania na wieczór. Macqueron z miną ponurą stał na progu swojego sklepu, kiedy Lengaigne ukazał się sarkastycznie uśmiechnięty przed swoim. Zaznaczyć należy, że ten ostatni tryumfował, bowiem szczury akcyzowe wywęszyły tygodnia poprzedniego cztery baryłki wina, ukryte przez jego sąsiada z przeciwka w pośrodku stosu narąbanego drzewa, i paskudna ta historja zmusiła go do zgłoszenia swojej dymisji z urzędu mera. Nikt nie wątpił zresztą, że anonimowa denuncjacja napisana została przez samego Lengaigne‘a właśnie. Na domiar złego Macqueron wściekał się z innego jeszcze powodu: córka jego, Berta tak się skompromitowała z synem kołodzieja, za którego nie chciał jej wydać zamąż, że wkońcu musiał się zgodzić. Od tygodnia już kumoszki przy studni co wieczór nie mówiły o niczem innem, jeno o ślubie córki i o brzydkiej sprawie sądowej ojca. Kara pieniężna była zgóry zapewniona, dobrze jeszcze, jeżeli nie skończy się więzieniem. Dostrzegłszy obelżywy uśmiech na twarzy sąsiada, cofnął się Macqueron pośpiesznie, zwłaszcza, że przechodnie zaczynali również uśmiechać się lekceważąco.
Tymczasem Delfin ujął w obie ręce sztandar, dobosz zaczął znów walić w bęben i Nénesse ruszył pierwszy, a reszta poszła jego śladem. Tworzyło to mały plutonik, znikający w głębi równiny. Chłopaki wiejskie biegły za nim, towarzyszyła im też garstka krewnych: Delhomme’owie, Bécu i inni, którzy odprowadzili oddziałek aż do końca wsi. Uwolniwszy się od męża, matka Bécu pospieszyła wśliznąć się chyłkiem do kościoła, gdzie, znalazłszy się wreszcie sama, padła z płaczem na kolana, błagając Boga, aby dopomógł jej chłopcu do wyciągnięcia dobrego numeru. Więcej niż godzinę powtarzała gorącą tę modlitwę. Wdali, od strony Cloyes, zacierały się powoli zarysy sztandaru, odgłosy bębna przycichały stopniowo i wkońcu zamarły w ciszy powietrzu.
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/555
Ta strona została uwierzytelniona.