Delfin, wściekły, odepchnął matkę, nie zwalniając kroku.
— Wynoście się do djabła!
Bécu zbliżył się niemniej wzruszony, niż żona. Usłyszawszy zaklęcie, rzucone przez syna, wiedział już, jak się rzeczy mają. Matka łkała boleśnie, a mąż z największym wysiłkiem powstrzymywał własne łzy, pomimo patrjotycznego swojego junactwa.
— Nic nie poradzisz! Wzięty!
Pozostawszy sami w tyle na opustoszałej drodze, powracali ociężałym krokiem, Bécu przypominał sobie twarde życie swoje żołnierskie, a żona jego zwracała teraz cały swój gniew ku Bogu, do którego chodziła modlić się dwa razy i który jej nie wysłuchał.
Nénesse miał przypiętą na swoim kapeluszu wspaniałą 214-kę, wymalowaną na czerwono i na niebiesko. Był to jeden z najwyższych numerów; chłopak pysznił się też swojem szczęściem, wywijając laską, intonując, jako pierwszy, dziki chór dla całej kompanji i wymachując jego takt. Fanny, na widok numeru, zamiast cieszyć się, krzyknęła z głębokim żalem:
— O, gdyby się wiedziało, nie byłoby się złożyło tysiąca franków na loterję pana Baillehache’a!...
Mimo to ona i Delhomme uściskali syna, jak gdyby uniknął on wielkiego niebezpieczeństwa.
— Puśćcie mnie, do pioruna!... To piły! — krzyknął wściekły.
Cała banda w grubjańskiem rozzuchwaleniu nie przerywała swojego marszu poprzez zrewolucjonizowaną wieś. Rodzice nie odważali się już zbliżać, pewni, że będą odesłani do wszystkich djabłów. Cały pluton wracał jednako rozwydrzony: i ci, którzy szli do wojska, i ci, co nie szli. Nie umieliby zresztą nic powiedzieć. Oczy omal nie wyłaziły im z głowy, pijani byli tyleż wrzaskami, ile ochlaniem się winem. Wesołek jakiś, udający nosem grę na trąbie, wyciągnął zły numer, gdy inni, bladzi, z podkrążonemi oczami, napewno złapali dobre. Rozwścieczony dobosz na ich
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/565
Ta strona została uwierzytelniona.