Delfin nie odzywał się i ruszył dalej w drogę z miną zdecydowaną.
— Chodź-że, chodź, pokażę ci coś zabawnego — rzekł do towarzysza.
Obaj przyspieszyli kroku i, za przewodem Delfina, zeszli z gościńca, aby krótszą drogą, przez winnice, dostać się do domu komunalnego, zamieszkałego przez polowego od czasu oddania plebanji proboszczowi. Delfin mieszkał tam wraz z ojcem. Wprowadził towarzysza do kuchni, gdzie zapalił świecę, kontent, że nie wrócili jeszcze rodzice.
— Wypijemy po szklaneczce — oświadczył, stawiając na stole dwie szklanki i litrową flachę wina.
Po wypiciu mlasnął językiem i dodał:
— Chciałem ci właśnie powiedzieć, że jeżeli im się zdaje, jako mnie trzymają swoim złym numerem, grubo się mylą... Kiedy z okazji śmierci stryja Michała musiałem przeżyć trzy dni w Orleanie, o mało nie zdechłem, tak mi się cniło bez naszej wsi. Wydaje ci się to głupie, prawda? ale cóż chcesz? Nie da rady, jestem jak to drzewo: więdnie, jak się je wyrywa z gruntu: I mieliby mnie uprowadzić, zabrać do samego czarta, do jakichś zatraconych dziur, których nie znam nawet z imienia?.. O, nie, nie, niedoczekanie ich!....
Nénesse, który słyszał go często, mówiącego w ten sposób, wzruszył ramionami.
— Tak się mówi, a potem idzie się jednak... Od tego są żandarmi.
Nie odpowiadając, odwrócił się Delfin i porwał lewą ręką stojącą tuż przy ścianie małą siekierkę, która służyła do łupania pieńków. Potem, najspokojniej, położył palec wskazujący prawej ręki na brzegu stołu i... wystarczył jeden krótki cios, trach! a palec podskoczył w górę.
— To właśnie miałem ci do pokazania!... Chcę, żebyś mógł powiedzieć innym, czy tchórz potrafiłby to zrobić.
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/568
Ta strona została uwierzytelniona.