Ale w tej samej chwili sam pan Karol, zainteresowany ulewą, ukazał się na osłoniętym płócienną markizą balkonie i, poznawszy przechodniów, zaprosił ich.
— Wejdźcie do domu, wejdźcie!!
Widząc, że wszyscy ociekają wodą, kazał im obejść dom dokoła i wejść przez kuchnię, do której zeszedł na ich spotkanie. Był to piękny, sześćdziesięcio-pięcioletni mężczyzna, gładko wygolony, którego pełną godności, zżółkłą twarz dymisjonowanego urzędnika charakteryzowały ciężkie, obwisłe powieki, osłaniające przygasłe już oczy. Miał na sobie granatowe ubranie z multonu, nogi obute w ciepłe futrzane pantofle, a na głowie okrągłą czapeczkę biskupią, nadającą mu powagę człowieka, którego życie upłynęło na godnem spełnianiu wyższych obowiązków społecznych.
Kiedy Luiza Fouan, wówczas krawcowa w Chateaudun, wyszła zamąż za Karola Badeuila, prowadził on małą kawiarenkę przy ulicy d‘Angoulème.
Zaraz po ślubie, młodzi, gnani ambicją i trawieni żądzą szybkiego zrobienia majątku, przenieśli się do Chartres. Zpoczątku jednak zupełnie im się nie wiodło, wszystko wymykało im się z rąk; próbowali, bezskutecznie wciąż, zakładać kawiarnię, restaurację, nawet handlować solonemi rybami, stracili jednak nadzieję dorobienia się kiedykolwiek paru groszy. Nagle przyszła panu Karolowi, odznaczającemu się zawsze wielką przedsiębiorczością, myśl kupienia domu publicznego przy ulicy Żydowskiej, którego właściciel zbankrutował z powodu nieumiejętnego prowadzenia interesu, niedbałej obsługi i przeraźliwych brudów. Jednym rzutem oka ocenił pan Karol sytuację, potrzeby Chartres i brak w głównem mieście okręgu odpowiednio godnego zakładu, który komfortem i bezpieczeństwem swoich urządzeń czyniłby zadość wymaganiom nowoczesnego postępu.
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.