nak na cmentarzu, tak, że musiano go odwieźć. Na pogrzeb przybyli oboje państwo Karolostwo, Delhomme i Nénesse. Pogrzeb był przyzwoity, ale nie nad miarę wystawny. Jan płakał, Kozioł ocierał łzy. W ostatniej chwili oświadczyła Liza, że nogi się pod nią uginają, że nie starczy jej siły na odprowadzenie zwłok biednej siostry. Pozostała więc sama w domu, a za trumną poszły tylko: Fanny, Starsza, matka Frimat, stara Bécu i kilka sąsiadek. Po powrocie z cmentarza zatrzymali się wszyscy umyślnie na placu Kościelnym, chcąc asystować przy przewidzianej z góry i ciekawie wyczekiwanej od wczoraj już scenie.
Do tej chwili obaj mężczyźni, Kozioł i Jan, unikali patrzenia na siebie wzajem z obawy, aby nie wybuchła pomiędzy niemi bójka wobec zaledwie ostygłego trupa Franusi. Teraz obaj skierowali się ku domowi stanowczym krokiem, rzucając na siebie wzajem złe spojrzenia zukosa. Jan odrazu zrozumiał, dlaczego Liza nie poszła za konduktem. Chciała pozostać sama, aby wprowadzić się, zgrubsza tymczasem. Wystarczyła jej godzina na przerzucenie większych tłomoków wprost przez mur posesji Frimatowej i przewiezienie na taczkach tego, co mogłoby ulec potłuczeniu. Obdzieliwszy wreszcie jednym policzkiem Julisia i Lorkę, wciągnęła ich na powórze, gdzie już zdążyli się pobić, podczas kiedy ojciec Fouan, wepchnięty również przez nią, dyszał na ławce. Dom był odzyskany.
— Dokąd idziesz? — zapytał nagle Kozioł, zatrzymując Jana na progu domu.
— Wracam do domu?!...
A gdzież to ten twój dom?!... Tutaj jest nasz dom.
W tej samej chwili przybiegła Liza i, ująwszy się pod boki, wrzeszczała, bardziej jeszcze zacietrzewiona i miotająca gorsze jeszcze obelgi niż jej mąż.
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/584
Ta strona została uwierzytelniona.