— Co? co takiego? czego on tu chce, ten zgniłek?... Oddawna już zatruwał moją biedną siostrę, najlepszy dowód, że nie byłaby umarła z tego wypadku i że wyraźny dała dowód swojej woli, bo nie pozostawiła mu nic z całego swojego mienia. Zdziel go, jak się patrzy, Koźle! Niech nie waży się wchodzić do domu, wniósłby nam tylko chorobę!
Jan, wzburzony brutalną tą napaścią, probował jeszcze perswazji.
— Wiem, że dom i grunt przechodzą do was. Ale do mnie należy połowa sprzętów i inwentarza...
— Połowa?!.. Masz czelność! — wrzasnęła Liza, przerywając mu. — Ty, śmierdzielu, ośmieliłbyś się wziąć połowę czegokolwiek, ty, co nie przyniosłeś tu z sobą grzebienia nawet i wszedłeś w jednej koszuli na grzbiecie. Ładny sobie obrałeś zawód: być na utrzymaniu kobiet!
Kozioł podtrzymywał ją i, odpychając Jana szorstkim gestem, krzyczał:
— Ma rację! Wynoś się!... Przyszedłeś tutaj w spodniach i kamizeli, nikt ci ich nie odbiera.
Cała familja, kobiety zwłaszcza, Fanny i Starsza, które trzymały się o jakie trzydzieści metrów dalej, zdawały się przyznawać Kozłom słuszność samem milczeniem swojem. Wówczas Jan, tracąc panowanie nad sobą pod wpływem ostatniej obelgi, zraniony w samo serce potwornie obrachowanem oskarżeniem, wpadł z kolei we wściekły gniew, starając się przekrzyczeć tamtych.
— Aha! to tak! Chcecie awantury?... To będziecie ją mieli. Wejdę przedewszystkiem! Jestem u siebie, dopóki nie nastąpi podział. A potem pójdę do pana Bailllehache’a, który nałoży pieczęcie i zamianuje mnie na razie opiekunem... Jestem u siebie, a wy wynoście się stąd!
Zbliżył się taki groźny, że Liza odstąpiła od drzwi. Ale Kozioł rzucił się na niego, zawiązała się
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/585
Ta strona została uwierzytelniona.