— Do cholery! A toć on umknął na górę. Byle nie zrobił czegoś złego polom! — krzyknął.
Było to niedorzeczne, ale ten krzyk serca wzburzył go do głębi. Myśl o ziemi zmąciła mu nagłą nutą radosnego niepokoju tryumfalny nastrój. O, ta ziemia, przykuwała ona do siebie całą jego istotę mocniejszemi jeszcze węzłami, aniżeli dom! ów kawałek ziemi tam na górze, zapełniający przerwę pomiędzy dwiema jego działkami, uzupełniający jego ucząstek trzyhektarowy, taki piękny, że sam Delhomme nie posiadał podobnego! Całe ciało jego zaczęło drgać z radości, jak gdyby wobec powrotu upragnionej kobiety, którą uważał już za straconą. Żądza natychmiastowego oglądania jej pod wpływem szalonego niepokoju, że tamten może mu ją zabrać, zakołowała w jego głowie. Pobiegł pędem, pomrukując, że zanadto cierpieć będzie, jeśli się sam naocznie nie przekona.
Jan w istocie skierował się w górę ku równinie, aby ominąć wieś. Z przyzwyczajenia poszedł drogą na Borderie. W chwili, kiedy Kozioł dostrzegł go zdaleka, mijał właśnie pole Cornailles; nie zatrzymał się wszelako, rzucił na ten kawałek ziemi, tak zajadle wywalczony, spojrzenie pełne nieufności i smutku, jak gdyby oskarżał go, że sprowadził na niego nieszczęście. W tej samej bowiem chwili oczy zaszły mu łzami na wspomnienie owego dnia, kiedy po raz pierwszy rozmawiał z Franusią. Wszakże to na polu Cornailles Jałosia ciągnęła ją po lucerniku, jako małą dziewczynkę jeszcze! Poszedł dalej powolnym krokiem, z opuszczoną ku ziemi głową, tak że Kozioł, śledzący go podejrzliwie, niespokojny, posądzający go, że obmyśla brzydki jakiś kawał, mógł wreszcie zbliżyć się do swojego pola. Stanął, wpatrując się w nie długo: pozostało na miejscu, nie wyglądało źle, nikt nie wyrządził mu żadnej krzywdy. Serce jego wezbrało miłością ku niemu, rosło na myśl, że teraz
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/588
Ta strona została uwierzytelniona.