dy wyszedł już po za obejście, pogroził domowi pięścią, wykrzykując jedno tylko słowo, przecinające ciszę:
— Zbrodniarze!
Potem znikł w głębi czarnej nocy.
Kozioł był jak porażony, dosłyszał bowiem słowa, wymamrotane przez starego Fouana jak gdyby we śnie, i dlatego słowo, rzucone przez Jana, raziło go prosto w serce, niby kula trafnie wymierzona. Jakto? miałożby im teraz jeszcze zagrażać niebezpieczeństwo ze strony żandarmów? Teraz jeszcze, kiedy pewni byli, że cała sprawa pogrzebana już jest raz nazawsze wraz z Franusią? Odetchnął nareszcie z ulgą dzisiaj rano, kiedy złożono ją do ziemi, i oto, okazuje się, że stary wie o wszystkiem? Udawał zatem głupiego, żeby ich śledzić! Zaniepokoiło to strasznie Kozła, odbierając mu cały apetyt do jadła. Pozostawił prawie pół miski zupy. Liza, której zwierzył się z swojego niepokoju, zatrzęsła się jak galareta i także nic jeść nie mogła.
Oboje chcieli urządzić sobie święto z tej pierwszej nocy, spędzonej w odzyskanym nanowo domu. Okazała się jednak straszną ta noc nieszczęśliwa! Ułożyli dzieci na sienniku przed komodą, tymczasowo, zanim nie urządzą dla nich wygodniejszego posłania. Dzieci nie mogły jednak zasnąć i nie spały jeszcze, kiedy oni oboje położyli się do łóżek i zgasili świecę. Niepodobieństwem było dla nich jednak zmrużyć oczy, przewracali się jak na rozpalonym ruszcie i w końcu zaczęli rozmawiać półgłosem. — Ach, ten ojciec, jak on im zawadza, odkąd wpadł w zupełnie zdziecinnienie! Okropny ciężar, niepodobna go dźwigać, tyle ich kosztuje! Niemożna wyobrazić sobie, ile pochłania chleba, jaki jest żarłoczny, łapie mięso całą garścią, rozlewa sobie wino po brodzie, a taki jest przytem niechlujny, że mdłości człowieka chwytają na sam jego widok! W dodatku pozwala sobie od pewnego
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/605
Ta strona została uwierzytelniona.