czasu chodzić w rozpiętych spodniach, złapano go nawet na umyślnem odkrywaniu się wobec małych dziewczynek: manja starego, zgłupiałego doreszty idjoty, starość, obmierzła dla człowieka, który nie był przecież w swoim czasie większą świnią od innych. Doprawdy! Należałoby skończyć już z nim raz jednem rąbnięciem motyką, skoro nie może zdecydować się skończyć sam!
— A zdawałoby się, że dosyć chuchnąć na niego, żeby się przewrócił! — mruknął Kozioł. — Tymczasem, ani myśli umierać, nic go to nie obchodzi, że nam z nim tak ciężko! Szelmy te stare dziady! Im mniej to warte, im mniej pracuje i zarabia, tem mocniej trzyma się życia!... Czy nigdy nie wyzionie ducha, u djabła?
Liza, rozciągnięta na plecach, dodała z kolei:
— Źle się stało, że wrócił tu razem z nami... Zadobrze mu tu będzie, zadługo jeszcze pociągnie... Gdybym miała o co prosić Pana Boga, to o to chyba, żeby nie pozwolił mu przespać ani jednej nocy pod tym dachem.
Ani żona, ani mąż nie dotykali w rozmowie właściwego powodu ich niepokoju: myśli, że ojciec wie wszystko i że może ich wydać, niechcący chociażby. To było najstraszliwsze. Mniejsza o to, że dużo kosztuje, że im przeszkadza, że nie pozwala im korzystać dowoli ze skradzionych mu papierów procentowych. Znosili to wszystko tak długo, znieśliby i nadal. Ale myśl, że jedno słowo z jego ust może ich kosztować głowy, była już zupełnie nie do zniesienia! Trzeba koniecznie zrobić z tem jakiś porządek!
— Pójdę, zobaczę, czy śpi — rzekła nagle Liza.
Zapaliła świecę, upewniła się, czy Juliś i Lorka śpią dość mocno, potem pobiegła w koszuli do komórki na buraki, gdzie ustawiono, jak dawniej, żelazne łóżko starego. Powróciwszy, wsunęła się cała drżąca pod kołdrę, nogi miała zlodowaciałe od stąpania bosą nogą po podłodze, przytuliła się więc do męża, który wziął ją w objęcia, żeby ją rozgrzać.
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/606
Ta strona została uwierzytelniona.