żołnierza. Przybył właśnie przed chwilą w ochlapanym błotem kabrjolecie swoim podczas nawałnicy deszczowej.
— Biedne, kochane stworzonko — żaliła się w dalszym ciągu, wyjmując z letniego pieca koszyk, w którym zdychał stary kot — biedactwo dostało wczoraj silnych drgawek i wtedy właśnie napisałam po pana... Nie jest już młody... ma piętnaście lat... mieliśmy go jeszcze w Chartres; w zeszłym roku córka moja była zmuszona pozbyć się go, sprowadziłam go więc tutaj. Biedak nie mógł się już powstrzymać, zanieczyszczał im cały sklep.
„Sklep“ — było określeniem, używanem specjalnie dla Elodji, której wmawiano, że jej rodzice mają cukiernię i tak są zaabsorbowani interesami, że nie mogą gościć jej u siebie. Wieśniacy nie uśmiechnęli się nawet, tak samo bowiem nazywano w całem Rognes zakład pana Karola.
„Folwark Hourdequinów nie wart tyle, co sklep pana Karola“ — mówiono. Z wybałuszonemi oczami przyglądali się staremu, żółtemu, wychudzonemu, wyleniałemu doszczętu z sierści, wzbudzającemu politowanie kotowi, który niegdyś wylegiwał się we wszystkich betach ulicy Żydowskiej i był pieszczochem ogólnym, łaskotanym pulchnemi rękami pięciu czy sześciu seryj kobiet. Przez długie lata gnuśniał jako ulubieniec całego domu, miał wolny wstęp do salonu i do zamkniętych pokojów, wylizywał resztki pomad ze słoików, wypijał wodę ze szklanek na umywalniach i asystował przy wszystkiem, jako niemy marzyciel, dostrzegający każdy szczegół zwężonemi swojemi źrenicami w złotawej obwódce.
— Niech go pan wyleczy, panie Patoir, proszę pana! — dokończyła błagalnie.
Weterynarz wytrzeszczył oczy, zmarszczył nos i czoło, wykrzywiając pociesznie swój psi pysk poczciwego brutala. Wreszcie zawołał:
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.