z których jeden niósł krzyż, a drugi pastorał z kadzielnicą. Galopem odmówił nad nieboszczykiem modlitwę i, nie patrząc nawet, czy żałobnicy idą za nim z trumną, wrócił do kościoła, gdzie odtrzepał mszę jednym tchem. Gwoźdź ze swoim trombonem i dwaj kantorzy kościelni ledwo mogli za nim nadążyć. W pierwszym rzędzie zasiadła cała rodzina: Kozioł z Lizą, Fanny i Delhomme, Hjacynt i Starsza. Pan Karol, który zaszczycił orszak pogrzebowy swoją obecnością, wytłomaczył nieobecność pani Karolowej, bawiącej od dwóch dni w Chartres z Elodją i Nénessem. Flądry brakowało dla tego, że w ostatniej chwili, kiedy wybierała się już w drogę, spostrzegła brak trzech gęsi ze swojego stada, pomknęła więc na ich poszukiwanie. Usadowione po za Lizą dzieci, Juliś i Lorka, nie poruszały się z miejsca, zachowywały się bardzo grzecznie, siedząc ze złożonemi rączkami i wielkiemi, wytrzeszczonemi, całkiem pociemniałemi oczami. Na innych ławkach tłoczyło się dużo znajomych, kobiet zwłaszcza, matka Frimat, stara Bcéu, Celina, Flora, słowem kondukt, z którego można było naprawdę być dumnym. Przed rozpoczęciem nabożeństwa ksiądz, zwróciwszy się twarzą do wiernych, rozwarł ramiona tak groźnym gestem, jak gdyby zamierzał spoliczkować ich wszystkich. Bécu, zupełnie pijany, nie przestawał dzwonić.
Ostatecznie, była to msza wcale przyzwoita, chociaż odprawiona zbyt pospiesznie. Nie gniewano się jednak o to, gniew księdza bawił wszystkich, ale wybaczono mu go. Trudno było się dziwić, że boleje nad swoją porażką, tak samo, jak wszyscy cieszyli się ze zwycięstwa, odniesionego przez mieszkańców Rognes. Wyraz szyderczej satysfakcji rozpromieniał twarze na myśl, że zatryumfowali nad księdzem. Udało im się jednak zmusić go do przyjścia z Panem Bogiem, z którego w gruncie rzeczy niewiele sobie robili.
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/622
Ta strona została uwierzytelniona.