boszcza i nie zdawała się wcale troszczyć o to, tak, że zarząd gminy osadził polowego na zrujnowanej prawie plebanji.
Co niedzielę więc przebywał ksiądz Pieszo trzy kilometry, dzielące Bazoches-le-Doyen od Rognes. Tłusty i krępy, z karkiem nabiegłym krwią i szyją tak krótką, że zdawała się odciągać mu głowę wtył, zmuszał się do tej gimnastyki ze względów higjeny. Tej niedzieli właśnie, czując, że jest spóźniony, dyszał przeraźliwie z szeroko otwartemi ustami na apoplektycznej twarzy, w której tłuszczu ginął zupełnie mały, spłaszczony nos i małe, szare oczki. Mimo śnieżnych chmur zaścielających niebo i przedwczesnego oziębienia się powietrza po całotygodniowych ulewach, trzymał w ręku trójkątny kapelusz i biegł z gołą głową, zmierzwioną gęstwiną rudych, siwiejących już włosów.
Droga spuszczała się stromo wdół, gdzie na lewym brzegu Aigry, nie dochodząc kamiennego mostu, stało kilka tylko domów, tworzących rodzaj przedmieścia, które ksiądz przebiegł z szybkością wichru. Ani się nawet obejrzał za siebie, ani spojrzał przed siebie, na rzekę, zwolna toczącą przejrzyste swoje wody i wijącą się przez łąki wpośród kęp wierzb i topoli. Na prawym brzegu rozpoczynała się już wieś. Podwójny szereg domów stał po obu stronach drogi, a inne, porozrzucane bez planu, czepiały się stoków płaskowzgórza. Tuż za mostem mieściło się merostwo i szkoła, przerobiona ze starej, pobielanej wapnem stodoły, do której dobudowano piętro. Ksiądz przystanął na chwilę i wsunął głowę do pustego przedsionka. Wnet jednak odwrócił się, zapuszczając badawczy wzrok, w otwarte wnętrza dwóch przeciwległych gospód, jednej z czystem oknem wystawowem, ozdobionem rozmaitemi słojami i butelkami i noszącej na żółtym drewnianym szyldzie wykaligrafowany zielonemi literami napis: „Macqueron-korzennik“ i drugiej, któ-
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.