rej jedyną ozdobą była zatknięta za framugą drzwi gałąź ostrokrzewu i o której charakterze głosił wypisany na źle otynkowanym murze szyld „Lengaigne, skład tytoni“. Po chwili wahania zdecydował się ksiądz wspiąć stromą ścieżką, prowadzącą wprost do kościoła, gdy, nagle, zatrzymał się na widok nadchodzącego starego wieśniaka.
— A... to wy, ojcze Fouanie. Śpieszę się, chciałem być u was... Cóż tam słychać? Niemożliwe przecież, ażeby wasz syn, Kozioł, zostawił Lizę w ciąży, z tym rosnącym brzuchem, co kole ludzi w oczy... Dziewczyna wpisana jest do bractwa Niepokalanej Dziewicy; to wstyd, hańba!..
Stary słuchał proboszcza z należnym szacunkiem.
— Ha, cóż na to poradzę, księże proboszczu, kiedy Kozioł upiera się?... A zresztą, chłopak ma może i rację, trudno się żenić w jego wieku...
— A dziecko?
— Tak, zapewne... Ale nie urodziło się jeszcze przecież... Co to można wiedzieć?... Właśnie o dziecko chodzi. Kiepska to zachęta, jak się nie ma za co kupić dzieciakowi koszuliny.
Mówił rozsądnie, jak człowiek, który przeżył życie i zna je dobrze. Potem tym samym miarowym głosem dodał:
— Zresztą, jakoś to się może ułoży... Tak, rozdzielam mój dobytek, za chwilę mają ciągnąć losy... po mszy... Myślę, że, jak dostanie swoją część, zdecyduje się ożenić ze swoją stryjeczną.
— To dobrze, liczę na was, ojcze Fouanie...
Nagle przerwał mu dźwięk dzwonu, zapytał więc strwożony:
— To drugi raz dzwonią — prawda?
— Nie, księże proboszczu, trzeci!
— A, psiakrew! Znów to bydlę Bécu dzwoni, nie czekając na mnie!
Klął, gramoląc się pośpiesznie po stromej ścianie.
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.