O drugiej wciąż jeszcze brakło Kozła. Wówczas Hjacynt, pociągnięty potrzebą pohulania, zwykłą mieszkańcom wsi w niedzielę świąteczną, poszedł w kierunku gospody Macquerona i, przechodząc obok niej, wsunął głowę przez okno, aby zajrzeć do środka. Zabieg ten poskutkował odrazu. Drzwi gwałtownie otworzyły się i na progu stanął Bécu, wołając:
— Chodź, chodź, stary żołdaku, stawiam kolejkę!
Wyprostował się, sztywniejszy jeszcze niż w kościele. Im bardziej był pijany, tem stawał się uroczystszy i dostojniejszy. Braterstwo byłego żołnierza-pijanicy i jakaś tajona słabość pociągały go do osady kłusownika; na służbie jednak unikał starannie stykania się z nim. Mając urzędową swoją tabliczkę na ramieniu, udawał, że go nie poznaje i w każdej chwili gotów był do schwytania go na gorącym uczynku, walcząc między obowiązkiem a uczuciem. W karczmie, z chwilą gdy się upił, fundował mu jak bratu.
— Chcesz zagrać w pikietę? A jeśli Beduini ważą się przeszkodzić nam, poobcinamy im uszy!
Usiedli przy stole i zaczęli grać w karty, krzycząc coraz głośniej w miarę następowania po sobie kolejek.
Macqueron z wielką wąsatą twarzą siedział w kącie gospody, kręcąc palcami młynka. Od czasu zrobienia grubszego grosza na spekulowaniu lichem winem z Montigny i zapewnieniu sobie w ten sposób renty przestał pracować; bawił się w burżuja. Łowił ryby i polował. Pozostał jednak w dalszym ciągu straszliwie brudny i odziany w łachmany, gdy córka jego, Berta, zamiatała obok niego podłogę jedwabiami swoich sukien. Gdyby żona poszła za jego wolą, byliby zamknęli budę, sklep korzenny i gospodę, rozpierała go bowiem próżność i głuche, może podświadome jeszcze ambicje; żona wszakże, niezmiernie chciwa zysków, zajadła na grosz, zastępo-
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.