Trząsł się z wściekłości, że nie mógł schwytać w pościgu i porządnie obić urągających mu i wiecznie prześladujących go łobuzów. I tym razem, jak zawsze, jemu tylko dostały się cięgi w postaci gradu kul śnieżnych, jakiemi został obrzucony.
— Łże! — rzuciła Flądra z niewinną miną. — Ugryzł mnie w palec, o, patrzcie!
Hilarjon, któremu słowa uwięzły w gardle, omal się nie udusił nagle. Siostra uspakajała go, ocierała mu chustką twarz, nazywając swoim pieszczoszkiem, tuląc go i kojąc.
— Może będzie już tego dość? — krzyknął wreszcie Fouan. — Mogłabyś nie pozwolić mu łazić wszędzie za tobą. Posadź go przynajmniej, niech siedzi cicho. A wy, smarkacze, uspokójcie się, bo inaczej każę was powyciągać za uszy i odprowadzić do rodziców!... Kaleka nie przestawał jednak bełkotać zająkliwie, chcąc koniecznie wytłomaczyć, że miał rację. Wreszcie Starsza, której oczy roziskrzył gniew, schwyciła swój kij i z całej siły rąbnęła nim po stole, aż wszyscy podskoczyli na krzesłach. Palmira i Hilarjon, zdjęci przerażeniem, przykucnęli na ziemi, nie śmiąc już poruszyć się.
Rozpoczęła się wieczornica. Kobiety, skupione dokoła jedynej świecy, robiły na drutach, przędły lub dziergały jakieś roboty, nie patrząc wcale na nie. Mężczyźni, usadowieni za kobietami, pykali powoli z fajek, zrzadka wymieniając między sobą krótkie zdania, a przytulone w jednym kącie dzieciaki popychały się wzajem i szczypały, zatykając rękami usta, aby zdławić wybuchy śmiechu. Czasem opowiadano bajki: o Czarnym Wieprzku, chowającym skarb i ukrywającym w pysku złoty klucz; albo o jakimś potworze z Orleanu, mającym twarz ludzką, skrzydła nietoperza, włosy do ziemi, dwa rogi i podwójny ogon: jeden do chwytania, drugi do zabijania. Potwór ten zjeść miał żywcem jakiegoś podróżnego z Rouen, z którego
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.