niemniej niż historje o duchach i upiorach. Niewszystko zrozumieli i to właśnie podwajało ich niepokój. Skoro tak działo się ongi, kto wie, czy jeszcze się nie powtórzy?
„Dawaj w dalszym ciągu, biedny Kubo-Poczciwcze — sylabizował dalej Jan tonem żaka; — „dawaj znój twojego czoła, dawaj krew twoją, nie skończyły się jeszcze twoje utrapienia...“
Krzyżowa droga doli chłopskiej toczyła dalej krwawe swoje dzieje. Chłop cierpiał wszędzie i zawsze; z powodu ludzi, z powodu żywiołów i z powodu samego siebie. Za rządów feodalnych, kiedy możni panowie zagarniali łupy na własny użytek, ścigany był, tradowany i zabierany wraz z resztą zdobyczy. Każda wojna, którą toczyli między sobą dwaj panowie, rujnowała go, o ile go nie zabijała. Palono jego chatę, równano z ziemią jego pole. Potem spadły na niego większe jeszcze klęski, najstraszliwszy bicz boży, jaki pastwił się nad wsią francuską — bandy uzbrojonych awanturników na żołdzie tego, kto im płacił, raz za Francją, to znów przeciw niej. Znaczyły one ogniem ślady swojego przejścia, pozostawiając po sobie nagą tylko ziemię. O ile miasta zdolne były do jakiego takiego oporu dzięki swoim murom obronnym, wieś ginęła, zmiatana z oblicza ziemi szalonym tym huraganem niszczycielskiej wojny, który dąć nie przestawał od początku do końca stulecia. Były wieki czerwone, wieki, w których równiny francuskie nie przestawały, jak mówiono, jęczyć z bólu, gdy gwałcono ich kobiety, tratowano kopytami końskiemi dzieci, wreszcie dorosłych mężczyzn. Potem, w momentach, w których wojny przycichały, łupieżcy królewscy w postaci poborców podatkowych wystarczali aż nadto do stałego nękania biednych mieszkańców wsi. Ilość i ciężar podatków państwowych nie były niczem jeszcze w porównaniu z fantastycznym i nieubłaganym rozkładem opłat za sól i za wyrąb lasu,
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.