Strona:PL Edgar Allan Poe-Opowieści nadzwyczajne tom II 151.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i, jeśli mię oczy nie myliły, w szparze kupionego zapewne z drugiej ręki płaszcza, w który się starannie owinął, postrzegłem wybłysk dyamentu i sztyletu. Te postrzeżenia podnieciły nad wyraz moją ciekawość i postanowiłem towarzyszyć nieznajomemu wszędzie, gdziekolwiek pójdzie.
Już zapadła noc głucha i ponad miastem stłoczyły się mgły wilgotne i gęste, które wkrótce spłynęły ciężką i trwałą ulewą. Ta zmiana pogody w sposób dziwny odbiła się na tłumie, który cały bez wyjątku zaroił się na nowo i zataił się pod gęstwą parasoli. Falowanie, ścisk i zgiełk wzmogły się dziesięciokrotnie. Co do mnie — nie wielem sobie z deszczu robił — we krwi mej tkwiła potajemnie przedawniona febra, dla której wilgoć była zakazaną rozkoszą. Przewiązałem usta chustką do nosa i czułem się niezgorzej. W przeciągu pół godziny starzec z trudem torował sobie drogę przez najludniejszą dzielnicę miasta. Szedłem mu niemal po piętach, w obawie stracenia go z oczu. Ponieważ nigdy nie odwracał głowy za siebie, nie zauważył przeto mej obecności.
Wkrótce skręcił w przecznicę, która mimo natłoku nie była tak przeludniona,