Muzyka poczęła znowu grać hałaśliwie, i Lew Brady odprowadził Ray’a zpowrotem do stolika, gdzie młodzieniec usiadł bez ruchu, z opuszczoną głową.
Lola zamówiła szampana.
— Bywają chwile, — rzekł Elk, — gdy syn marnotrawny i tuczne cielę są do siebie tak podobni, że trudno ich odróżnić.
Dick milczał, ale serce jego krwawiło na myśl o tajemniczym człowieku z Horsham, gdyż dostrzegł w oczach Bennetta rozpacz potępieńca.
Podczas całej tej sceny Ezra Maitland siedział zupełnie spokojnie, i zdawało się, jakoby wypadek ten nie wywarł na mm najmniejszego wrażenia, jakby go nawet nie zauważył. Wreszcie wstał ociężale i opuścił lokal.
— Idzie teraz do domu, nie zapłaciwszy rachunku, — szepnął Elk.
Mimo tego faktu starszy kelner uprzejmie odprowadził starego miljonera do drzwi, podano mu płaszcz, cylinder i laskę, i mr. Maitland znikł, zanim się pochyleni w ukłonie kelnerzy znowu wyprostowali. Publiczność na sali jakby odzyskała po przykrym incydencie humor. Dick spojrzał na zegarek i dał znak Elkowi. Wstali i bez pośpiechu skierowali się ku drzwiom. Jeden z kelnerów pośpieszył za nimi. — Panowie pragną płacić?
— Później, za trzy minuty, — rzekł Dick.
W tej chwili wskazówka zegara wskazywała pierwszą. Dokładnie w trzy minuty później klub był w rękach policji.