Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/110

Ta strona została przepisana.

Dick spojrzał na niego dziwnie.
— We wtorek o godzinie 3 min. 1 w nocy będziemy słuchali radja według sygnału „code“ L. V. M. B. Usłyszymy Wielką Żabę, Elk!


ROZDZIAŁ XV.
Nazajutrz.

Ray Bennett obudził się. Skronie tętniły mu, język był suchy. Z wielkim wysiłkiem udało mu się unieść zbolałą głowę z poduszek i wstać. Nalał sobie szklankę wody i wypił chciwie, potem siadł na skraju łóżka i wsparłszy głowę na rękach, usiłował przypomnieć sobie wydarzenia ubiegłej nocy. Nie pamiętał dokładnie, co się stało, ale czuł, że stało się coś strasznego. Po długim czasie dopiero wypadki odżyły w jego pamięci. Zerwał się z łóżka, i chodząc nerwowo po pokoju, starał się usprawiedliwić swoje postępowanie przed sobą samym.
Gdy po kąpieli otrzeźwiał zupełnie, doszedł już do przekonania, że wyrządzono mu wiele, wiele złego. Oczywiście nie powinien był uderzyć ojca — napisze do niego zaraz, aby mu wyrazić swój żal z tego powodu. Ale nie będzie to list błagalny, lecz w miarę dumny. Tak postanowił. Ostatecznie nieporozumienia takie zachodzą we wszystkich rodzinach. A przyjdzie dzień, gdy Ray Bennett powróci do ojca jako człowiek bogaty i...
Ray wydął wargi. Wiodło mu się teraz przecież nieźle. Miał drogie mieszkanie, co tydzień poczta przynosiła mu nową paczkę szeleszczących banknotów. Miał auto... ale jak długo będzie to trwało? Ray nie był głupcem, nie był może tak mądry, jak sobie wyobrażał, ale głupcem nie był. Dlaczegóż miałby rząd japoński, czy inny, płacić mu tyle