Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/119

Ta strona została przepisana.

deroby klubu Herona i nie przypominał sobie, aby sięgał potem jeszcze ręką do kieszeni. Więc to się stało w klubie. Może któryś z kelnerów był Żabą.
Elk nacisnął dzwonek. Wszedł Balder.
— Balder, przypomina pan sobie pewnie, że przeszedłem przez pański pokój. Czy niosłem wtedy palto na ręku?
— Nie zauważyłem, — rzekł Balder z satysfakcją.
Balder sprawiał na swoim zwierzchniku wrażenie, jakby największą przyjemnością było dla niego nie wiedzieć czegoś, nie móc odpowiedzieć, nie móc pomóc.
— To dziwne, — rzekł Elk.
— Czy coś jest nie w porządku, panie inspektorze?
— Nie, nie... Czy zapamiętał pan sobie instrukcje co do Millsa? Nie wolno mu z nikim rozmawiać. Gdy tylko zostanie przyprowadzony, ma zostać wpuszczony do poczekalni i siedzieć tam zupełnie sam. Nie wolno z nim mówić, a gdyby sam się odezwał, nie wolno odpowiadać.
Elk zbadał jeszcze raz swoją zdobycz. Nie brakowało niczego, uwagi ministra były także. Detektyw zatelefonował do jego lordowskiej mości i zakomunikował radosną wiadomość. W dziesięć minut później przybyła z Ministerstwa Spraw Zagranicznych mała delegacja, która zabrała cenny dokument i w imieniu ministra wyraziła Elkowi podziękowanie za położone zasługi.
Do przybycia Millsa była jeszcze godzina, i Elk spędził ten czas w towarzystwie Hagna, który otrzymał teraz odosobnioną celę, oddaloną od zwykłych miejsc aresztu, na posterunku Cannon Row.
Hagn wzbraniał się składać jakichkolwiek zeznań.
— Nie ma pan żadnych dowodów, Elk, — rzekł. — I wie pan, że jestem niewinny.
— Był pan ostatnim człowiekiem, którego widziano w towarzystwie Gentera, — rzekł Elk stanowczo. — Zresztą