Mills wyznał wszystko. Przyznam się panu, że od dzisiaj rano mamy już Numer Siedem pod kluczem.
Hagn wybuchnął śmiechem.
— Bluff! — rzekł. — I lichy bluff! Takiemi sztuczkami może pan straszyć drobnych złodziejaszków, ale nie mnie. Gdyby pan złapał Numer Siódmy, nie gadałby pan ze mną tak wesoło. Niech go pan poszuka, Elk. A jak go pan znajdzie, niech go pan mocno trzyma. Żeby panu nie uciekł, jak Mills ucieknie.
Elk powrócił z tej rozmowy z uczuciem, że może jednak nie wszystko poszło po jego myśli. Opuszczając budynek, skinął na starszego dozorcę.
— Podeślę dziś Hagnowi wabika. Niech ich pan zamknie razem i pozostawi samych.
Dozorca skinął głową na znak, że zrozumiał.
Owego ranka, gdy Elk oczekiwał przybycia Millsa, zarządzono specjalne środki ostrożności. Przez całą noc więzienie otoczone było silnym kordonem policji. Więzień był człowiekiem wykształconym, któremu wiodło się źle i który został zwerbowany do bandy przez dwóch włóczęgów. Z zeznań jego wynikało, że był on naczelnikiem oddziału i miał obowiązek komunikowania rozkazów i instrukcyj podoficerom i szeregowcom, którzy musieli meldować o stratach i brać udział w napadach, organizowanych od czasu do czasu.
O dziewiątej wyprowadzono go z celi, ale mimo danych mu przyrzeczeń Mills był zdenerwowany i zalękniony. Poza tem przeziębił się nieco i miał silny kaszel.