Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/121

Ta strona została przepisana.

O jedenastej piętnaście otworzono wrota więzienne i trzej policjanci na motocyklach wyjechali jednocześnie. Za nimi jechało zamknięte auto z zapuszczonemi firankami. Po obu stronach auta jechało wielu policjantów na motocyklach, zaś z tyłu drugie auto ze zbrojnymi.
Do Scotland Yardu zajechano bez wypadku. Zamknięto boczne bramy budynku i wprowadzono Millsa przez środkową. Asystent Elka, Balder, i jeszcze jeden detektyw wzięli pod opiekę więźnia, który był bardzo blady i chwiał się na nogach.
Zaprowadzono go do małego pokoiku, przylegającego do biura Elka. Okna tego pokoju zaopatrzone były w silne kraty żelazne, gdyż podczas wojny służył on jako areszt dla szpiegów. Za drzwiami ustawiono dwóch ludzi na straży, zaś wiecznie niezadowolony Balder przyszedł zdać raport.
— Wsadziliśmy tego zucha do poczekalni, panie inspektorze.
— Czy mówił coś? — zapytał Dick, który przyszedł, aby asystować przy przesłuchaniu.
— Nie, prosił tylko, żeby zamknąć okno. Sam je zamknąłem.
— Proszę przyprowadzić więźnia! — rzekł Elk.
Czekali chwilę, potem usłyszeli zgrzyt kluczy i zmieszane głosy. Balder wpadł do pokoju.
— Zachorował... zemdlał, czy co! — zawołał. Elk wypadł na korytarz i wbiegł do poczekalni. Mills nawpół siedział, oparłszy się ciężko o mur. Oczy miał zamknięte, twarz szarą jak popiół. Dick pochylił się nad nim i położył go na ziemi. Powąchał jego usta.
— Cyjanek potasu, — rzekł. — Koniec.
Owego dnia rozebrano Millsa przed wywiezieniem do naga i przeszukano starannie całe jego ubranie. Dla bezpieczeństwa pozaszywano mu kieszenie. Wobec towarzyszących