— Nigdy w życiu nie znałem trwogi, — rzekł. — Ale te Żaby przerastają mię. Istotnie zabito tu człowieka niemal w naszych oczach. Był strzeżony, nie zostawialiśmy go samego
— z wyjątkiem tych kilku minut, które spędził w zamkniętym pokoju, a jednak Żaba dosięgła go. Nie dziw, że się człowiekowi robi nieswojo, kapitanie Gordon!
Dick wprowadził detektywa do gabinetu. — Niech pan nie traci nadziei, Żaba jest tylko człowiekiem, jak my wszyscy, i doznaje tak samo jak my obaw... Gdzie jest nasz przyjaciel mr. Broad?
Elk sięgnął bez wahania po słuchawkę i zażądał numeru Amerykanina. Po chwili odpowiedział mu znajomy głos.
— Czy to pan, mr. Broad? Co pan teraz robi?
— Kto mówi? Elk? Miałem właśnie zamiar wyjść.
— Zdawało mi się, że przed pięciu minutami widziałem pana w Whitehall, — łgał Elk.
— Musiał pan widzieć mego sobowtóra, — odparł Broad.
— Zaledwie przed dziesięciu minutami wyszedłem z kąpieli. Czy chciał pan czegoś ode mnie?
— Nie, nie, — mruknął Elk. — Chciałem się tylko dowiedzieć, jak się pan czuje.
— Dlaczego? Czy coś się stało? — zabrzmiało szorstkie pytanie.
— Nie, nie. Wszystko w najlepszym porządeczku! — odparł Elk nieszczerze. — Może wpadnie pan do mnie kiedy? Dowidzenia.
Elk odłożył słuchawkę, spojrzał w sufit i wykonał szybkie obliczenie.
— Z Whitehall na Cavendishe Square jedzie się dobrem autem cztery minuty. W takim razie jego obecność w domu w tej chwili niczego nie dowodzi.
Podniósł znowu słuchawkę i zadzwonił do dyrekcji policji.
— Proszę wysłać człowieka, który będzie obserwował mr. Jo-
Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/123
Ta strona została przepisana.