Wiecznie niezadowolony urzędnik Elka był jak zwykle w nastroju zrzędziarskim.
— Ci z Rekordu znowu mi nasolili, — skarżył się z goryczą. — Rekord więcej sobie pozwala, niż całe to przeklęte biuro razem.
Walka między Balderem a „Rekordem“ — co było skróconą nazwą owego wydziału Scotland Yardu, gdzie przechowywano dokładne opisy i biografje przestępców — trwała już od dłuższego czasu. Rekord przeciwstawiał się z powagą i dostojeństwem wszystkiemu, co nie było faktem wciągniętym do rubryk. Urzędnicy Rekordu nie czuli dla nikogo szacunku i ścigali każdego, kto oparł się ich przepisom, choćby to był sam szef policji.
— Cóż się znowu stało? — zapytał Elk.
— Wie pan, mają tam teraz moc materjału o tym człowieku... jakże on się nazywał...?
— Lynje?
— Tak, tak. Ale zdaje się, że im zginęła jakaś fotografja. Nazajutrz po owym dniu, kiedy je pan przeglądał, poszedłem do Rekordu i kazałem sobie znowu dać te akta, bo myślałem, że będzie pan dalej czytał. Ale że pan nic nie mówił, więc odniosłem je zpowrotem. A oni powiadają teraz, że im brakuje jakaś fotografja i wymiary.
— Czy to ma znaczyć, że zginęły?
— Jeżeli zginęły, to statystyka sama je zgubiła. Zawsze mają do mnie jakieś pretensje. Zarzucają mi, że przekręcam karty z odciskami palców, — wyrzekał Balder.
— Balder, obiecałem panu kiedyś, że panu dam dobrą sposobność do awansu. Teraz będzie ją pan miał. Nie został
Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/125
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVIII.
Radiostacja nadawcza.