Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/136

Ta strona została przepisana.

Dick zawahał się, gdy Elk wyciągnął rękę do dzwonka. — Nieradbym budzić tych ludzi, — przyznał. — Stary Bennett gotów pomyśleć, że przywozimy złe wieści o jego synu.
Ale okazało się, że nie potrzebowali budzić Johna Bennetta. Zawołano nazwisko Elka, a gdy detektyw podniósł głowę, ujrzał tajemniczego człowieka, wychylającego się z okna.
— Co pana tu sprowadza, panie inspektorze? — zapytał cicho, aby nie obudzić córki.
— Nic szczególnego, — szepnął Elk wgórę. — Słyszeliśmy dzisiejszej nocy pewną wiadomość przez radjo i wydało nam się, jakby to był głos pańskiej córki.
John Bennett zmarszczył brew, a Dick widział, że wątpił w prawdę tego wyjaśnienia.
— I ja słyszałem ten głos, mr. Bennett, — potwierdził. — Przysłuchiwaliśmy się dość ważnej wiadomości, a okoliczności zmuszają nas do stwierdzenia, czy to miss Bennett mówiła.
— To dziwna historja, — rzekł Bennett, kiwając głową. — Zaraz zejdę i wpuszczę panów.
Otworzył drzwi i Wprowadził ich do ciemnego pokoju; ubrany był w stary szlafrok. — Obudzę Ellę, która z pewnością będzie panom mogła dowieść, że jest od dziesiątej w łóżku.
Wyszedł z pokoju, odsunąwszy rolety, aby wpuścić światło dzienne.
Słyszeli, jak wchodził po schodach, ale po chwili wrócił, a na twarzy jego widniało przerażenie.
— Nie rozumiem tego, — mruknął. — Elli niema w pokoju. Widać, że spała, ale musiała się ubrać zpowrotem i wyjść.
Elk podrapał się w podbródek, unikając wzroku Dicka.
— Miss Ella często chyba wychodzi na tak wczesne spacery?