Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/142

Ta strona została przepisana.

— Ani mi się śniło, że to Bakier, — rzekł. — To dlatego pewnie gadali tak długo, prawie do pierwszej w nocy!
— No, i rozmawiają jeszcze? — zapytał Elk zadowolony.
— Nie, panie inspektorze, zaglądałem przed chwilą przez „judasza“. Śpią obaj. Dał mi pan przecież dyspozycję, żeby ich zostawić w spokoju.
Dick i jego podwładni poszli za klucznikiem. Na końcu długiego korytarza klucznik otworzył drzwi. Elk wszedł i zbliżył się do pierwszego ze śpiących. Podniósł kołdrę, którą był nakryty i — znieruchomiał.
Balder leżał na grzbiecie, usta miał zakneblowane jedwabną chustką. Ręce i nogi były nietylko zakute w kajdanki, ale jeszcze związane sznurami. Elk rzucił się do drugiego tapczanu, ale gdy dotknął kołdry, opadła ona pod jego ręką. Hagn znikł!
Gdy przeniesiono Baldera do biura Elka i otrzeźwiono wódką, opowiedział swoją historję:
— Było pewnie koło pierwszej w nocy, kiedy się to stało. Przez cały wieczór gadałem z Hagnem, ale zrozumiałem odrazu, iż od pierwszej chwili domyślił się, że jestem policjantem. Przez cały wieczór kpił sobie ze mnie. Ale ja byłem wytrwały, panie inspektorze! Próbowałem ciągle na nowo i zdawało mi się już, że wyzbył się pierwszego podejrzenia, bo nagle zaczął mówić o Żabach. Powiedział mi, że tej nocy, to znaczy ubiegłej nocy, wszystkie wielkie Żaby dostaną wiadomość przez radjo. Potem zapytał mnie, dlaczego zabito Millsa, ale jestem pewien, że ten łotr wiedział doskonale. Po pierwszej nie mówiliśmy już tyle, a o kwadrans na drugą położyłem się i widocznie zasnąłem. Kiedy się obudziłem, miałem już knebel w ustach, chciałem się bronić, ale trzymali mię mocno.
— Trzymali? — zapytał Elk. — Iluż ich było?