Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/145

Ta strona została przepisana.

ramię i pociągnął na szeroką ulicę. — To sobie właśnie myślałem!
Mały „Ford“ z wymalowaną wielkiemi literami firmą jakiejś pralni, jadący dotychczas wolno za nimi, wyprzedził ich teraz z wielką szybkością. Elk gonił auto wzrokiem aż dojechało do Trafalgar Square na rogu Whitehall. Ale zamiast skręcić wlewo na Pall Mail lub w prawo ku wybrzeżu, zatoczyło ono półkole i jechało teraz naprzeciw nim. Elk odwrócił się i dał znak.
Detektyw w bronzowem palcie, który szedł za nimi, skoczył naprzód i stanął na schodku auta. Pomiędzy nim a szoferem wywiązała się gwałtowna utarczka słowna, wreszcie odjechali razem.
— Złapany! — rzekł Elk lakonicznie. — Zaprowadzi go teraz do dyrekcji i zatrzyma tam pod jakimś zarzutem. Najłatwiej jest właśnie ścigać kogoś, używając auta reklamowego. Auto reklamowe może robić, co chce, a nikt nie zwraca na to uwagi. Gdyby za nami jechała limuzyna, zwróciłaby uwagę każdego policjanta. Był to tylko szpieg, — dodał z dreszczem, — ale ja miałem wrażenie, jakby to była sama śmierć.
— Weźmy taxi, — rzekł Dick, a ostrożność jego była tak wielka, że przepuścił trzy wolne taksówki, zanim wziął czwartą. — Niech pan jedzie ze mną, Elk. Nie chciałbym zostawiać pana teraz samego. Mam wolny pokój, jeżeli chce się pan wyspać.
Elk kiwnął głową na znak zgody. Służący, który otworzył im drzwi, rzekł:
— Jakiś pan czeka na pana już od pół godziny.
— Jak się nazywa?
— Mr. Johnson.
Był to istotnie filozof, choć w tej chwili brakło mu wszelkich oznak równowagi duchowej, najważniejszej zalety