— Z Żabami? — Johnson otworzył szeroko oczy, a głos jego potęgował jeszcze wrażenie niedowierzania. — Broń Boże! Nie! Nie wyobrażam sobie nawet, żeby wiedział coś o tych ludziach. Nie, mr. Elk, nigdy nie słyszałem, nie widziałem ani nie czytałem niczego, co mogłoby mi tę myśl nasunąć.
— Widział pan przecież sprawozdania z jego transakcyj, czy istnieje okoliczność, która mogłaby nasunąć panu myśl, że Maitland mógłby... powiedzmy osiągnąć jakąś korzyść ze śmierci mr. Macleana z Dundee albo z napadu, jaki został dokonany na handlarza wełny w Derby? Nie wie pan może naprzykład, czy nie jest on zainteresowany w zakupie lub sprzedaży francuskich likierów i perfum?
Johnson potrząsnął głową. — Nie, panie inspektorze, prowadził jedynie handel nieruchomościami. Ma posiadłości gruntowe w Anglji, w południowej Francji i w Ameryce. Grał też troszeczkę na giełdzie... tak, tak... zrobiliśmy nawet jeden niezły interes giełdowy przed spadkiem marki.
— Co pan zamierza teraz robić, mr. Johnson? — zapytał Dick.
Johnson zrobił bezradny ruch ręką. — Cóż mam robić? — rzekł. — Zbliżam się już do pięćdziesiątki... spędziłem przeważną część swego życia na tej jednej posadzie, a bardzo jest nieprawdopodobne, abym dostał teraz drugą. Na szczęście nietylko odłożyłem sobie trochę pieniędzy, ale zrobiłem też jedno czy dwa dobre kupna, co zawdzięczam staremu. Nie wiem coprawda, czy go to bardzo cieszyło, gdy widział, że idę za jego przykładem, ale to teraz nie należy do rzeczy. To mu w każdym razie zawdzięczam. Mam akurat tyle w majątku, że mogę wyżyć z tego do końca życia, o ile oczywiście nie będę się wdawał w ryzykowne spekulacje i urządzę sobie życie bardzo skromnie. Ale przyszedłem tu właściwie, aby się zwrócić do pana o pomoc: czy nie wie-
Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/148
Ta strona została przepisana.