Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/15

Ta strona została przepisana.

Powrócił po pracowitym dniu do swej posiadłości podmiejskiej i przechadzał się po ogrodzie w orzeźwiającem powietrzu wieczora. Był on (i jest) żonaty, ale żona jego i dwie córki spędzały właśnie wiosnę w Paryżu — co było o tyle uzasadnione, że wiosna jest jedyną porą roku, gdy Paryż może mieć jakiekolwiek pretensje do miana pięknego miasta.
Wracał właśnie ze stajni i szedł przez park w stronę zarośli, otaczających jego posiadłość. Na dźwięk jego krzyku stajenny i parobek pobiegli w stronę lasku i znaleźli Blissa nieprzytomnego na ziemi; twarz jego i ramiona zalane były krwią. Został powalony jakąś ciężką bronią: doznał lekkiego pęknięcia kości ciemieniowej, a skóra na głowie była w wielu miejscach przecięta.
Przez trzy tygodnie zawieszony był ten nieszczęsny człowiek między życiem a śmiercią, prawie ciągle nieprzytomny; nawet w rzadkich chwilach, gdy odzyskiwał świadomość, me był w stanie rzucić jakiegoś światła na dokonany na mego zamach lub złożyć w tej sprawie jakichś zrozumiałych zeznań, z wyjątkiem urywanych słów: „Żaba... żaba... lewa ręka... żaba“.
Było to pierwsze z wielu podobnych przestępstw, pozornie bezpodstawnych i noszących cechy wybryku, w żadnym wypadku nie związanych z rabunkiem i zawsze (z wyjątkiem jednego wypadku) popełnianych na ludziach, zajmujących w hierarchji społecznej stanowiska bynajmniej nie wysokie.
Żaby stały się natychmiast przedmiotem powszechnego zainteresowania. Okazało się, że epidemja jest już rozpowszechniona, a ludzie, którzy z lekkiem sercem czytywali o jej pierwszych nielicznych ofiarach, zaczęli zamykać drzwi na wszystkie spusty, a wychodząc wieczorem, nosić przy sobie broń.