Gdy się ukazał znowu, niósł na plecach ciężką skrzynkę bronzową, w której Elk poznał kamerę, ulubioną słabostkę starego pana.
— Dziwny człowiek! — pomyślał Elk, zawołał auto i odwiózł swoją zdobycz do Scotland Yardu. Posłał po dwóch najlepszych swoich ludzi.
— Proszę przeszukać przechowalnie wszystkich dworców krańcowych w Londynie, pytając wszędzie o takie walizki, — rzekł, pokazując znalezioną walizeczkę. — Wszystkie leżą prawdopodobnie już od kilku tygodni. Proszę pytać za każdym razem o człowieka, który oddał te rzeczy na przechowanie, zaś dla zupełnej pewności otwierać walizki zaraz na miejscu. Jeżeli znajdziecie komplet przyrządów do golenia, paszport i pieniądze, przynieście walizki do mnie.
Dick zdumiał się nad zmysłem organizacyjnym Żaby, gdy ujrzał zdobycz Elka.
— Postarał się o to, aby o każdej porze dnia i nocy mieć możliwość ucieczki, — rzekł Elk. — Na każdej stacji krańcowej miał pieniądze, inne ubranie, paszport, żeby móc wyjechać zagranicę „Annatto“, żeby sobie móc ufarbować ręce i twarz. Wystarczyło mu tylko zabrać z sobą własną fotografję... Wie pan, że spotkałem Johna Bennetta?
— Gdzie? Na dworcu?
Elk skinął głową. — Przyjeżdżał z północy, z jednego z pięciu miast: Aberdeenu, Arbroarthu, Edynburga, Yorku lub Doncasteru. Nie widział mnie, a ja nie pchałem się też naprzód. Niech mi pan odpowie, panie kapitanie: co pan sądzi o tym człowieku?
Dick nie odpowiedział.
— Czy i on jest może Żabą? — zapytał Elk ponownie.
Ale Dick Gordon uśmiechnął się tylko. — Zaoszczędziłby pan sobie wiele czasu, gdyby pan sobie wybił z głowy myśl,
Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/156
Ta strona została przepisana.