Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/168

Ta strona została przepisana.

— Zrobię dla pana z pewnością wszystko, co będzie w mojej mocy! Ale pan się niepotrzebnie denerwuje, drogi, drogi mr. Maitland. Powinien się pan poradzić lekarza!
— Nie, nie... tylko bez dochtorów, miss! Ale powiadam pani... — mówił wolniej i z naciskiem, — oni mnie złapią. I Matyldę tyż! Ale ja oddałem wszystkie piniendze komuś, jednej osobie, i tu jest cały kawał, miss! — zaśmiał się obłędnie. — A potem złapią jego.
Wstrząsany cichym śmiechem, padł na kolana. Ella poczynała przypuszczać, że Maitland oszalał.
— Ale mam wielki plan, haha! Nigdy nie miałem większego, miss. Czy pani umi pisać na maszynie?
— Owszem, chociaż niezbyt biegle.
— Niech pani idzie ze mną, do mojego biura! Nie myśli pani chyba, że nabieram, co?... Osiemdziesiąt siedem lat już przeżyłem, panienko! Niech pani przyjdzie do mnie, będzie się pani śmiać! — Nagle ogarnęło go znowu łkanie. — Mnie złapią, wiem. Ale Matyldzie nic nie powiedziałem. Bo onaby zaraz wrzeszczała. Tak się rzecz ma, panienko. Starego Johnsona już nima, niech pani do mnie przyjdzie... Czy pani nigdy nie dostała listu, co? — zapytał nagle.
— Od pana? Nie, mr. Maitland! — rzekła Ella zdziwiona.
— Napisany był, — rzekł stary. — Ale może nie wysłany. Nie wim! — Zerwał się i cofnął, gdyż przed domem ukazała się ciemna postać. — Kto to? — zapytał. Ella czuła, jak ręka jego z drżeniem legła na jej ramieniu.
— To mój ojciec, mr. Maitland, — rzekła. — Widocznie był zaniepokojony moją długą nieobecnością.
— Ach tak, pani ojciec? — Zdawało się, że uczuł raczej ulgę, niż zaniepokojenie. — Niech mu pani nie mówi, że byłem w domu poprawy i w klatce, miss!