Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/172

Ta strona została przepisana.

— Najpierw rozetniemy tę z Paddington, — rzekł Elk, wskazując na największą z walizek.
— Muszę przynieść inny nóż, — rzekł Balder. — Ten będzie za tępy.
— Niech się pan pośpieszy! — odpowiedział Elk, i Balder wybiegł z pokoju.
W następnej chwili Fayre został rzucony z potężną mocą na drzwi, zaś Elk znalazł się na nim. Rozległ się brzęk tłuczonego szkła, syk wdzierającego się powietrza i ogłuszający huk eksplozji.
Elk pierwszy zerwał się na nogi. Pokój pełen był czarnego dymu, tak że nie widział przed sobą nic. Za pierwszym krokiem natknął się na bezwładne ciało sierżanta. Elk podniósł go i wyciągnął na korytarz. W pierwszej chwili zdawało się, że niewielka jest nadzieja uratowania go. Zabrzmiały sygnały alarmowe, ze wszystkich stron nadbiegali przerażeni policjanci, załoga strażacka pędziła już przez korytarz, wlokąc za sobą długą kiszkę.
Ogień ugaszono natychmiast, ale biuro Elka zmieniło się w kupę gruzów. Nawet drzwi safe’u wyrwane były z zawias. W środku pokoju ział czarny otwór.
— Balder, ratuj pan walizki! — zawołał Elk, zajęty cuceniem Fayrea. Gdy asystenta wyniesiono do ambulansu, Elk powrócił, aby się przyjrzeć zniszczeniu, spowodowanemu przez wybuch.
— Tak, tak, to była ciężka bomba, — rzekł.
Grupa starszych oficerów stała na korytarzu, przyglądając się ruinom.
— Cud rzeczywiście, że żyję jeszcze, zaś Balder tylko mnie zawdzięcza życie, bo posłałem go po nóż do rozkrawania walizek.
— A czyż nie zbadano walizek przedtem? — zapytał prezydent policji groźnie.