— Te materjały wybuchowe, — rzekł, — robią niekiedy dziwne figle. Rozumiem, że wybuch wyrwał drzwi safe’u, a jednak ten papier, który znajdował się także w sferze działania dynamitu, jest zaledwie osmalony. — Wyciągnął z kieszeni ćwiartkę papieru, opaloną na brzegach. — Znalazłem to w jego kieszeni, — wyjaśnił.
Elk rozprostował papier i przeczytał:
„Pozdrowienia od Numeru Siódmego!“
Starannie złożył papier zpowrotem. — To sobie zatrzymam, — rzekł, chowając kartkę do pochewki od okularów. — Czy pan wierzy w przeczucia?
— Do pewnych granic, — uśmiechnął się lekarz.
Elk skinął głową. — Mam przeczucie, że przeżyję niezadługo wielką radość!
Minął tydzień i eksplozja w Scotland Yardzie przeszła do historji. Ranny sierżant znajdował się na drodze do uzdrowienia, a w sprawie Żab nie słychać było nic nowego.
Fatalistyczna wiara Elka dziwiła jego kolegów. Szóstego dnia po wybuchu Scotland Yard kazał ponownie przeszukać przechowalnie na dworcach, i jak się Elk spodziewał, znaleziono na każdej stacji krańcowej nowiutką walizkę z taką samą zawartością, jak poprzednio. Z wielkiemi ostrożnościami otworzono walizki, ale prócz rewolweru belgijskiego nie zawierały one nic niebezpiecznego. Paszport opiewał tym razem na nazwisko Clarence Fielding.
— Ci ludzie są mistrzami w swojem rzemiośle, — rzekł Elk z mimowolnym podziwem, oglądając łup.