Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/182

Ta strona została przepisana.

ich z najwyższą szybkością. Było ono tak napchane śmiejącymi się mężczyznami, że siedzieli sobie wprost na kolanach.
— Wesołe towarzystwo! — rzekł Dick.
— Bardzo! — odparł Elk lakonicznie.
W kilka sekund później przemknęło drugie podobne auto, jadące również ze znacznie większą szybkością, niż oni.
— Ależ to mi przecież wygląda na jedno z naszych aut policyjnych! — zawołał Dick. I to auto było przepełnione.
— Tak, wygląda tak istotnie! — potwierdził Elk.
Gdy samochód ich zwolnił bieg w wąskiej uliczce Collebrock, wyminęło ich trzecie auto, a tym razem Dick nie miał już wątpliwości. Człowieka, który siedział obok szofera, znał doskonale. Był to inspektor ze Scotland Yardu.
— Cóż to ma znaczyć? — zapytał Dick, którego ciekawość wzrastała nieograniczenie.
— Jedziemy wszyscy do Baldera, aby mu urządzić serenadę z powodu nominacji, — rzekł Elk.
W Langley ulica Windsor skręciła w lewo, i Elk, wychyliwszy się, podał szoferowi nowy kierunek. Po autach policyjnych nie było już śladu. Widocznie skierowały się w stronę Slough. Samotny policjant stał na skrzyżowaniu ulic, przyglądając się im z małem zainteresowaniem.
— Zatrzymamy się tutaj, — rzekł Elk, i auto skręciło z jezdni w zieloną aleję koło trotuaru. Elk wysiadł.
— Niech się pan trochę przespaceruje, muszę pomówić z kapitanem Gordonem, — rzekł do szofera. I zaczął opowiadać, a Dick słuchał z podziwem i niedowierzaniem.
— Teraz, — rzekł Elk, — mamy przed sobą jeszcze tylko pięć minut drogi, jeżeli mnie pamięć nie myli. Już dość dawno nie jeździłem na wyścigi w Windsor.
Znaleźli wejście do domu o „Siedmiu Szczytach“ między dwoma żywopłotami. Szeroka ścieżka, wysypana żwirem, biegła pośrodku szerokiego pasa jodeł, za któremi ukryty