Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/256

Ta strona została przepisana.

która wybuchła pod niemi. Nie wspomniał jej także, że motocyklista przywiózł ze Swindon wiadomość, iż auto Dicka nie było tam widziane.
— Jacy to straszni ludzie! Jacy straszni! — Ella drżała.
— W jaki sposób taka szajka mogła wogóle powstać, mr. Broad?
— Obawiam się, że ja sam jestem ojcem Żab, — odparł mr. Broad ku zdumieniu Elli.
— Pan?
Broad skinął głową. — Tak, nie wiedziałem, że to z tego powstanie. Ale powstało.
W tej chwili rozległ się dzwonek, a Broad, sądząc, że to Elk zapomniał klucza, wstał, aby otworzyć drzwi. Ale nie był to Elk.
— Proszę mi wybaczyć wizytę o tej porze. Czy to pan, mr. Broad?
— To ja, Broad, tak. Mr. Johnson? Niech pan wejdzie.
Zamknął drzwi i zapalił w korytarzu światło. Otyły pan znajdował się w stanie godnym litości.
— Wczoraj wieczorem nie spałem długo i służący przyniósł mi poranne wydanie Post Herald’a.
— Więc wie pan wszystko?
— To straszne, straszne! Trudno mi w to uwierzyć. — Johnson wydobył z kieszeni zmiętoszoną gazetę i jeszcze raz przeczytał tytuły, jakby się chciał upewnić, że to prawda.
— Nie wiedziałem wcale, że już o tem piszą gazety, — rzekł Broad.
Johnson podał mu pismo.
— Tak, istotnie. Myślę, że to stary Whitby musiał rozpowiedzieć tę historję.