Nie widziałem nigdy człowieka bardziej przerażonego. Mógłbym panu przytoczyć jeszcze dziesiątki podobnych wypadków. Wie pan, że Genter jest od dwóch lat na ich tropie. Ale de się przez te dwa lata wycierpiał, tego pan nie wie. Włóczył się po kraju, sypiał pod płotami, przyprzyjaźnił się z najniższemi mętami, kradł z nimi i rabował. Kiedy mi napisał, że wszedł w kontakt z organizacją i ma nadzieję, że zostanie wtajemniczony, zdawało mi się, że bliscy już jesteśmy ujęcia ich.. Kazałem śledzić Gentera od chwili, gdy powrócił do miasta. Ale ranek dzisiejszy był dla mnie strasznym ciosem.
Dick Gordon otworzył szufladę biurka, wyjął z niej teczkę skórzaną i począł przerzucać zawarte w niej papiery. Studjował je starannie, jakby je widział po raz pierwszy. W rzeczywistości badał te protokóły więzienne niemal codziennie od kilku lat. Były to fotografje przegubów rąk wielu mężczyzn. W zamyśleniu zamknął teczkę i włożył ją zpowrotem do szuflady. Przez kilka minut siedział w milczeniu, bębniąc palcami po biurku. Na jego czole legła chmura. — Żaba wytatuowana jest zawsze na lewym przegubie, zawsze nieco ukośnie i zawsze znajduje się pod nią mała kropka, — rzekł. — Czy nie wydaje się to panu godne uwagi?
Ale detektyw nie znalazł w tem nic dziwnego.
Ściemniało się już, gdy dwaj włóczędzy, którzy okrążyli wieś Morby, znaleźli się znowu na szosie. Okrążenie wsi nie było rzeczą miłą, gdyż deszcz, który padał przez cały dzień, zamienił uprawne pola w wielkie bagna, przez które niełatwo było iść.