Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/272

Ta strona została przepisana.

Gabinet był pełen dymu. Dick Gordon, którego głowa pokryta była bandażami, a piękna twarz zeszpecona nieco od zadrapań, siedział w szlafroku i pantoflach z fajką między zębami, niby obraz zadowolenia.
— To bardzo ładnie z pańskiej strony, Johnson, — rzekł. — Czy jednak Ray przyjmie tę propozycję? Czy sądzi pan naprawdę, że jest on zdolny do prowadzenia tak potężnego przedsiębiorstwa?
— U Maitlanda był wprawdzie tylko urzędnikiem, ale nie miano tam pojęcia o jego zdolnościach organizatorskich, — rzekł Johnson.
— Czy nie jest pan trochę zanadto wyrozumiały wobec niego?
— Nie wiem. Może, — rzekł Johnson. — Oczywiście chciałbym bardzo dopomóc mu. Zresztą są jeszcze inne, mniej odpowiedzialne stanowiska, gdyby Ray, jak pan sądzi, nie chciał zostać naczelnym dyrektorem banku.
— Jestem pewien, że nie zechce, — rzekł Dick stanowczo.
— Mnie się zdaje, — rzekł Elk, — że najważniejszą rzeczą jest, abyśmy wyrwali chłopca zupełnie ze szponów Żab. Kto raz był Żabą, pozostanie Żabą na zawsze! A ten stary panNumerPierwszy nie jest z gatunku ludzi, którzy siedzieliby z założonemi rękoma i godzili się na porażkę. Dziś rano mieliśmy na to dowód. Do Johnsona strzelono na ulicy.
Dick wypuścił kłąb dymu z fajki.
— „Żaba“ przegrał, — rzekł. — Jedyne pytanie jest tylko, jaka jest najszybsza i najskuteczniejsza droga skończenia z nim? Balder jest złapany, Hagn w więzieniu. Lew Brady, jeden z najdzielniejszych agentów, nie żyje, a Lola Bassano...
— Lola uciekła, — rzekł Elk. — Dziś rano wsiadła na okręt do Stanów Zjednoczonych, zaś Joshua Broad umożliwił