— Wydaje mi się tylko dziwnem, że ani pan, ani ja nie znaliśmy Bennetta, — rzekł Elk.
— Skądże go mieliśmy znać — zapytał Dick. — Ani pan, ani ja nie asystowaliśmy nigdy przy straceniu, a osoba kata pozostaje zawsze nieznana. Bennett unikał zresztą popularności i wystrzegał się nawet dworców miast, w których miał wykonywać wyroki. Wysiadał zazwyczaj w jakiejś sąsiedniej wiosce, skąd pieszo szedł do miasta. Naczelny dozorca w Gloucester powiedział mi, że przychodził on do więzienia zawsze dopiero o północy przed egzekucją. Nikt nie widział, jak przychodził lub odchodził.
— Ale stary Maitland musiał go znać.
— Owszem, — rzekł Dick. — Maitland był przez długi czas w więzieniu, a jest rzeczą możliwą, że bardziej uprzywilejowani więźniowie znali kata. Pod „uprzywillejowanymi“ więźniami rozumiem tych, którzy ze względu na nienaganne prowadzenie mieli prawo swobodnego poruszania się po więzieniu. Maitland opowiadał przecież Elli, że był w „klatce“. Wszelkie oficjalne listy do Bennetta przychodziły do Dorking, gdzie miał on wynajęty pokój.
Kiedy Elk przyszedł wieczorem znowu na Harley Terrace, dowiedział się ze zdumieniem, że Dicka niema w domu. Służący oznajmił mu, że pan przespał się nieco, potem wstał i przebrał się. Wyszedł z domu, nie mówiąc, dokąd idzie. Dick nie miał zwyczaju wychodzenia na samotne spacery, i Elk pomyślał początkowo, że pojechał on do Horsham. I jemu tęskno było do łóżka, nie chciał jednak wracać do domu, zanim nie pomówi z przełożonym. Rozsiadł się więc w fotelu w gabinecie i zasnął mocno. Ktoś potrząsnął go za ramię, Elk otworzył oczy i ujrzał przed sobą Dicka.
— Hallo, — rzekł zaspany jeszcze, — czy pan się przez całą noc nie położy spać?
Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/274
Ta strona została przepisana.