Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/276

Ta strona została przepisana.

w duchu. Teraz wydała mu się ona jednak pełna najpiękniejszego sensu.
— Za wszystkie błogosławieństwa, jakich doświadczyliśmy dzisiaj, uczyń serca nasze prawdziwie wdzięcznemi, Panie.
Był to cudowny obiad, nierównie cudowniejszy od tych, które jadał w klubie Herona lub drogich restauracjach w towarzystwie Loli.
— Ray’u, — rzekł ojciec po chwili. — Mr. Johnson proponuje ci objęcie stanowiska naczelnego dyrektora banku Haitlanda. Co sądzisz o tem, synu?
Ray potrząsnął głową.
— Nie nadaję się tak samo na dyrektora firmy Maitlanda, jak nie mógłbym być prezesem Banku Angielskiego, — rzekł z uśmiechem. — Nie, ojcze, nie mam dziś tak wielkich ambicyj, jak dawniej. Sądzę, że mógłbym dość dobrze zarabiać na życie kopaniem kartofli. Chętnie to będę robił.
Stary zawahał się.
— Ja... ja sam potrzebowałbym koniecznie asystenta do swoich zdjęć, jeżeli — jak powiada Sileński — będą się one nadal cieszyły powodzeniem. Tymczasem mógłbyś kopać kartofle... gdy Ella wyjdzie zamąż.
— Ella ma wyjść zamąż? Rzeczywiście? Elio? — Ray podbiegł do siostry i ucałował ją. — Ale moja sprawa nie zaszkodzi ci chyba?
— Nie, mój kochany, teraz już nie.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytał John Bennett, widząc, że twarz Elli spochmurmała.
— Pomyślałam o czemś bardzo niemiłem, ojcze, — rzekła Ella i opowiedziała o straszliwej wizycie.
— Co? „Żaba“ chciał się z tobą ożenić? — zapytał Ray bez tchu. — To przecież nie do wiary! I widziałaś jego twarz?